Pod słońce Toskanii
Dziś wyjeżdżamy. To bardzo zasłużony czas odpoczynku po wyjątkowo intensywnym roku pracy. W niedzielę obudzę się na szczycie wzgórza nad Pieve a Presciano. Całkowitą ciszę będą zakłócać tylko cykady i koguty, które słychać z oddali. Po rozgrzanej terakocie tarasu będą śmigały małe jaszczurki. Wszyscy będą jeszcze spać – od lat wstaję pierwsza. Pójdę do kuchni, zaparzę sobie kawy z wysłużonego włoskiego ekspresu i wyjdę na taras koło basenu.
Słońce. Cisza. Bezruch. Zapach lawendy, rozgrzanej ziemi, rozmarynu.
Położę się na leżaku i patrząc w dal, ponad okolicznymi winnicami, pogadam ze swoją duszą.
Umysł wejdzie w cudowny stan uśpienia mojej nadkreatywności. Pomysły będą się inkubować bez wysiłku z mojej strony. Wreszcie BĘDĘ. Tu i teraz. Z zapachem w nosie, ciszą w głowie, w mięśniach i w całym ciele. Ze smakiem dobrej kawy na języku. Z radością w sercu. Z przyjemnymi odczuciami skóry dotykanej promieniami porannego, jeszcze nie nadmiernie gorącego, toskańskiego słońca. Bez potrzeby planowania dnia. Bez telefonu i laptopa. Z bliskimi mi ludźmi, którzy bezpieczni i zdrowi śpią obok w pięknym starym podere. Będę cieszyć się życiem.
Najwspanialej się nim cieszę, kiedy się w nim zatrzymuję. A Ty? W których momentach najlepiej ładujesz życiowy akumulator i smakujesz życie?