Lekcja 2. Dobra praca buduje, a nie rujnuje
Tydzień temu opublikowałam
z okazji 5-lecia Personal Brand Institute. W pięciu kolejnych felietonach dzielę się tym, czego nauczyło mnie ostatnich pięć lat spędzonych w swoim biznesie, po opuszczeniu struktur korporacyjnych. Dzisiejszy tekst dotyczy kryteriów, pozwalających odróżnić dobrą pracę od złej.
Kluczowe skale zawodowe
Dobra praca jest powiązana z poczuciem sensu i adekwatnym poczuciem własnej wartości. Warto poddawać poniższe dwie skale regularnej samoocenie. Na tyle obiektywnej, na ile to możliwe, posiłkując się perspektywą życzliwych osób trzecich.
- Na ile uważam dziś, że moja praca ma sens? (skala 0-10)
- Na ile oceniam poczucie własnej wartości związane z wykonywaną pracą? (skala 0-10)
Mniej więcej w drugim roku na wolności odkryłam, dlaczego w ogóle używam tego sformułowania. Przecież głęboko wierzę, że każdy profesjonalista powinien zdobyć doświadczenie w korporacji. Jestem przekonana, że nie ma złych korporacji, tylko ludzie tworzą w nich sobie niebo albo piekło umierania od poniedziałku do piątku (jak nie do niedzieli). Wierzę, że moje doświadczenie w korporacjach było bezcenne, zbudowało profesjonalizm, wiedzę na temat biznesu, pozwoliło poznać niemal wszystkie mechanizmy rządzące zachowaniami ludzi w pracy, zbudowało network i pozycję, szacunek ludzi, z którymi pracowałam, dało branżowe nagrody, głaski, prestiż etc. A jednak przez dwa pierwsze lata po wyjściu z korporacji używałam sformułowania mój kolejny rok na wolności.
Wolność w pracy. Ale o co chodzi?
Zaczęłam siebie obserwować uważnie, szczególnie w sytuacjach, w których byłam z siebie niezadowolona: a to użyłam nadmiernie krytycznych opinii, a to sformułowałam myśli jakoś tak obcesowo i mało dyplomatycznie, a to zastosowałam bezpieczną dla mnie, lecz nie dla innych, ironię. I nagle to nazwałam.
Ja po prostu wyszłam po latach pracy w HR z mocno naruszonym poczuciem własnej wartości. Oczywiście, sztuka profesjonalnej komunikacji pozwalała to ukrywać. Gdy się nie udawało ukryć, zawsze można było założyć maskę „najtwardszego faceta w tym biznesie” (pisałam o tym w książce „Jesteś marką”). W trakcie pracy w korporacjach zaoferowałam sobie doświadczenia, które ograniczyły moją wolność. Wolność do bycia sobą, otwartą, ufną, lojalną, z natury pogodną, radosną i nastawioną na współpracę. Te postawy przegrywały ze strategiami i korpogrami rozgrywanymi wokół mnie w biznesowym świecie.
Wolność do pracy z tymi, którzy cię potrzebują
Praca w komunikacji to czysta przyjemność wobec pracy w HR (przynajmniej za moich czasów – bo widzę, że to się powoli, ale zmienia). Ponad 10 lat udowadniania – ekspertom i liderom, których szanujesz, że praca – w którą wkładasz serce, zaangażowanie, nastawiasz ucha na potrzeby, oferując rozwiązania szyte na miarę – ma wartość i sens. Konflikt wewnętrzny towarzyszący konieczności udowadniania, że nie jesteś białą żyrafą – a jedynie inni nie mają powodu, by kompetentnie skorzystać z efektów Twojej pracy. Przez wiele lat, w trosce o własną motywację, dorabiałam do warunków swojej pracy ideologię misji dziennikarskiego (bo większą część dotychczasowego życia zawodowego oddałam mediom) rzemiosła. Ileż jednak można się samemu motywować, obdzielając dobrą energią ponad 3 tysiące ludzi na pokładzie?! To wszystko nie pozostaje obojętne dla samooceny wrażliwego człowieka – bez względu na liczbę ludzi, którzy docenili styl, wartości i efekty wykonywanej przez mnie pracy.
Nic się, na szczęście, nie dzieje bez powodu. Opisane doświadczenia wpłynęły na klarowną strategię mojego późniejszego biznesu. Pracuję dziś tylko z tymi, którzy mają ważny powód, żeby pracować ze mną. Nie konkuruję ceną. Nie staruję w konkursach. Nie ścigam się z konkurencją, bo konkuruję unikalnością. Mam jasno sprecyzowany profil klienta w sferze postaw i wartości. Oferuję liczne wartości dodane, wysoką energię, hojnie obdzielam doświadczeniem, czasem, inspiracjami i know how, ale wyłącznie tych, którzy oferują zaangażowanie ze swej strony. Znakomitym tego przykładem są liderzy firm, będących naszymi Klientami oraz członkowie think tanku HR Influencers.
Sens pracy. Nic nie muszę, wiele mogę!
Po tych pięciu latach prowadzenia własnego biznesu, mimo ogromnej intensywności projektów i wydarzeń, mogę z radością skonstatować, że odbudowałam poczucie własnej wartości. Również w wyniku decyzji o tym, kim się otaczam. Może i bywam ogromnie zmęczona, ale nie muszę nic nikomu udowadniać, a w ciągu tych pięciu lat każda czynność, którą wykonałam, miała jakiś sens i była ważna dla mnie lub dla innych. To dobry bilans – którego każdemu życzę! ?
Następnym razem podzielę się wnioskiem, który mnie samą zaskoczył, że uważność nie należy się wszystkim w moim otoczeniu difoltowo – trzeba na nią zasłużyć 🙂 Ale o tym za tydzień. Tymczasem zapraszam do dyskusji: jak Ty definiujesz wolność w świecie biznesu. Bardzo jestem ciekawa Waszych opinii!